Proces wdrażania rozwiązań programowych przebiegał zawsze i nadal przebiega według procedur nakazowo-rozdzielczych typowych dla gospodarki centralnie sterowanej. Liderzy partii politycznych wraz z czołowymi politykami nadal, mniej lub bardziej świadomie, powielają funkcjonujące w poprzedniej epoce doświadczenia. Po wielu latach obserwacji polskiej polityki można zaryzykować twierdzenie, że to taka nasza polska tradycja. I przypadłość.
Polska polityka pilnie potrzebuje głębokiej zmiany i domagać się jej powinni wszyscy demokraci, niezależnie od barw i przekonań politycznych.
Politykę w Polsce uprawia się od lat tak samo – obok obywateli, nie z nimi. Politycy nie mówią: „my to musimy zrobić wspólnie”, mówią: „my to zrobimy za was”. To oczywiście spadek po czasach słusznie minionych, bo Polacy nadal chcą mieć ojca narodu, który ich poprowadzi za rękę i zrzuci z nich to odium odpowiedzialności, gdyż większość społeczeństwa odpowiedzialności za własne decyzje się boi. Konformizm, oportunizm, koniunkturalizm to od lat powszechne postawy w polskim społeczeństwie. Dlaczego? Bo polskie społeczeństwo głęboko tkwi w feudalnym systemie władzy i relacji społecznych. Pisał o tym lat temu kilka Jacek Santorski. Badał to profesor Janusz Hryniewicz. Pogląd ten podziela wiele osób, w tym także i ja.
Jedna wspólna lista wyborcza to nie wszystko.
Nowa Polska po PiS-ie musi mieć szerokie poparcie społeczne, inaczej skończy szybciej niż zacznie.
Do wygrania z obozem Zjednoczonej Prawicy (z naciskiem na „zjednoczonej”) potrzebna będzie zarówno Koalicja Obywatelska, jak i PL2050, PSL i Lewica, bo tu nie tylko o samą wygraną idzie, ile o jej rozmiar. Tylko wyraźne zwycięstwo może zagwarantować spójność dzisiejszej opozycji, aby możliwa była rzeczywista naprawa państwa. Jeśli będzie ono połowiczne, odnowa nie będzie możliwa i PiS wróci za chwilę do władzy w glorii chwały. Chodzi tu też o zdolność do przełamywania wet prezydenta, który swoją funkcję pełnić będzie do 2025 roku, czyli w najbardziej kluczowym czasie reformowania państwa. Niebagatelne znaczenie miałoby też zdobycie przez opozycję większości konstytucyjnej.
Jedna lista wyborcza nie oznacza wcale utraty tożsamości, jak to przedstawiają jej przeciwnicy, nie oznacza też hegemonii żadnej partii (w domyśle – tej partii). Wystarczy porozumieć się i idąc śladem propozycji senatora Marka Borowskiego, wylosować wspólny w całym kraju numer każdej partii na liście, tak, aby każdy wyborca wiedział na kogo głosuje. Na przykład PSL będzie miało numer „A”, Lewica numer „B”, PL2050 numer „C”, KO numer „D”. Oczywiście pomysł wymaga uszczegółowienia, ale jest przecież logiczny.
Przeciwnikom wspólnej listy wyborczej zadam jedno proste pytanie: dlaczego Zjednoczona Prawica tak kurczowo trzyma się tego zjednoczenia? Mogę też zadać inne pytanie: dlaczego, mimo przewagi podzielonej opozycji blisko miliona głosów w wyborach w 2019, nadal rządzi Zjednoczona Prawica?
Upraszczając nieco powyższe rozważania, można przecież zbudować ciekawy konsensus. Ja, na przykład, z Koalicji Obywatelskiej wziąłbym cywilizowany liberalizm gospodarczy Nowoczesnej, doświadczenie polityczne Platformy, programową świeckość państwa Inicjatywy Polskiej i ekologię Zielonych. Z ruchów obywatelskich programową obywatelskość. Z PL2050 wziąłbym doświadczenie w pracy ze środowiskami pozarządowymi i doskonały PR polityczny. Z Lewicy wziąłbym lewicową, ale trzeźwą wrażliwość społeczną, a z PSL korzenie ludowe. To naprawdę da się skleić.
Ale jedna lista to nie wszystko. Obudzić trzeba jeszcze do działania społeczeństwo obywatelskie szeroko pojętej opozycji. Dlatego właśnie 3 miesiące temu wymyśliliśmy i aktywowaliśmy obywatelski Projekt, który zainicjował dyskusję o przyszłości Polski. Nazwaliśmy go #ProjektNowaPolska. Znakiem rozpoznawczym tego Projektu jest całkowity brak uczestnictwa w nim polityków. Projekt ten jest więc skierowany wyłącznie do wyborców opozycji, którzy chcieliby rozmawiać o tym, jaka powinna być Polska po PiS-ie.
Nie mamy żadnych ambicji politycznych. Chcemy być raczej pomocą dla polityków, absolutnie nie ich konkurencją. Uważamy, że każda inicjatywa, która mogłaby zintegrować środowiska opozycyjne jest ze wszech miar potrzebna. Projekt Nowa Polska wpisuje się właśnie w te idee.
I Kongres Projektu Nowa Polska.
Pierwszy raz datę ewentualnego kongresu podaliśmy do szerszej wiadomości miesiąc temu. I Kongres PNP zorganizowaliśmy więc w ciągu 4. tygodni – na przekór wszystkim malkontentom i złośliwym komentarzom. Od początku miejscem spotkania miała być Jeżowa Woda koło Limanowej. Miejsce nie jest przypadkowe, to region, w którym poparcie dla PiS sięga 90%. Byliśmy w Jeżowej Wodzie trzy dni, od 24 do 26.11 i nie był to czas stracony.
Po kilku rozmowach w wewnętrznym gronie wytypowaliśmy 6 obszarów, na temat których toczyliśmy momentami bardzo gorące dyskusje, przy czym mało rozmawialiśmy o bieżących sprawach – tych jest wystarczająco dużo w codziennych mediach. O przyszłości w ogóle się nie rozmawia lub rozmawia bardzo mało.